czwartek, 23 czerwca 2011

Alfabet świata mody - A - Alexander McQueen

A

Alexander McQueen  – od niego postanowiłam rozpocząć pisanie o ikonach mody, alfabecie mody. Na początku projektował dla Givenchy, potem stworzył własną markę.
Wizjoner. To słowo, które pierwsze mi się nasuwa, kiedy widzę jego projekty. Kontrowersyjny. To pewnie najczęściej określający go epitet. Jego kolekcje nigdy nie były klasyczne. Czaszka. Symbol nieodłącznie z nim związany. Małe torebki, kosmiczne buty, barokowy styl, kolorowe wzory, "dziwne" nakrycia głowy. Tak w skrócie określiłabym jego projekty znane i cenione w całym świecie mody. Nie ma go już fizycznie, ale pozostało po nim wiele, przede wszystkim jego projekty, wizja i styl uprawiania mody jako sztuki.
Wykończenia strojów i dodatków przez niego tworzonych miały ogromne znaczenia. Złoto, hafty, pióra, od razu kojarzy mi się jego ostatnia niesamowita, „cesarska” kolekcja. Psychodeliczne – takie były jego pokazy, które obejrzałam pisząc o jego twórczości. Ta psychodelia pokazów była tylko dopełnieniem jego dopracowanych kreacji. Te jeśli miały prosty krój to materiał był „kosmiczny” lub na odwrót – prosty materiał, niesamowity kolor, wykończenie czy wzór. Niektórym może wydawać się, że jeśli nie dziwne formy to przepych, jedyne co widać w jego kolekcjach. Częściowo to prawda, ale wszystko to jest zamierzone. Jego ubrania nie były ubraniami „na co dzień”, to projekty dla odważnych, dla artystów takich jak on. Dla niego moda była dziedziną sztuki, co można potwierdzić oglądając słynny pokaz SS 1999, podczas którego dzięki robotom powstała „malowana” kreacja.
Można by wiele rozpisywać się o nim i jego stylu. Zamiast tego warto popatrzeć na jego projekty. Całą zaś historię jego twórczości przedstawia wystawa „Alexander McQueen: Savage Beauty”, która do 31 lipca znajduje się w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku.




















  

zdjęcia:
thetreadofdancingfeet.blogspot.com
hotelfashionland.com
kreskiwkropki.bloog.pl
szafa.pl
fashionnow.pl 

środa, 22 czerwca 2011

Ritorno// Powrót... do sukienek

Ostatnimi czasy byłam bardzo zajęta studiami, ale teraz mam już trochę wolnego czasu, który mogę poświęcić m.in. modzie i blogowi.

Dziś chciałam podzielić się z wami moim powrotem, powrotem do sukienek. Kiedy byłam nastolatką nie przepadałam za nimi, uważałam, że źle w nich wyglądam. Tymczasem przez kilka ostatnich lat, systematycznie ubierałam/kupowałam ich coraz więcej. Nie mam ich wcale dużo, może dziesięć, ale każda z nich była starannie wybierana tak, aby nie była od „wiszenia” w szafie, ale „do chodzenia”. Najważniejsze w wyborze sukienki jest dobranie jej kroju do naszej figury, czyli podstawowa zasada modowa – ukryć mankamenty a uwydatnić atuty. Jeśli ma się ładne ramiona, warto je odkryć, jeśli nogi, należy zastanowić się nad sukienkami przed kolano. Trzeba spróbować zarówno kroju luźniejszego, jak i bardziej dopasowanego czy z wcięciem w talii. Na poniższych zdjęciach przedstawię kilka sukienek, które uwielbiam. Mogłabym w nich chodzić na okrągło, nie wszystkie jednak są odpowiednie na każdą okazję <o tym też warto pamiętać>

Moim zdaniem również nie warto na wielkie wyjścia kupować „specjalnej” sukienki, czasem wystarczy kupić taką o klasycznym kroju, która przyda się nam jeszcze nie raz i dobrać do niej dodatki.




- sukienka/dress 1 - Tiffi, buty/shoes Ryłko
- sukienka/dress 2 - Promod
- sukienka/dress 3 - Stradivarius
- sukienka/dress 4 - od mamy
- dodatki - torebki/clutches - from mum

Na koniec dodałam zdjęcia moich beżowych butów. Moim zdaniem to dobry pomysł na obuwie do kolorowych sukienek. Jasny beż czy nude wydłużają nogi więc nawet kiedy ubierzemy baleriny będą one wyglądać świetnie i bardziej niezobowiązująco/mniej elegancko od szpilek. 
Dziewczyny, sukienki z szaf i cieszmy się słońcem, wakacjami, bawmy kolorami, modą.